Translate

sobota, 21 września 2013

Z pola bitwy

Witajcie. Zacznę od razu od sedna sprawy. Mamy remont. Powstaje moja pracownia. Miejsce , w którym w spokoju i ciszy ( tu puszczam oko do wszystkich, którzy wiedzą jak to jest w spokoju i ciszy pracować w domu z dwojgiem bardzo energicznych dzieci) będę mogła oddać się w pełni swojej pasji. Pracownia będzie na poddaszu, w pomieszczeniu, które do tej pory pełniło funkcję jedynie suszarni. Remont, który miał trwać dzień, dwa... trwa już drugi tydzień. Mój "kierownik budowy" czyli T uspakaja mnie jednak i mówi, że teraz to już bliżej niż dalej, taaaaaa, a jest tak
Teraz, kiedy do Was piszę "kładą się" regipsy. W domu hałas, mnóstwo kurzu, ale cel uświęca środki! Wytrzymamy! i już za chwilę pochwalę się kompletem zdjęć nowej, pięknej, przestronnej pracowni. A teraz proszę słoneczniki, które pomimo zawieruchy związanej ze zmianami w naszym ustabilizowanym życiu zrobiły mi niespodziankę i zakwitły. Dlaczego mnie to tak zaskoczyło? Tego lata mój niewielki ogród absolutnie został przeze mnie zaniedbany, i kiedy do niego zaglądam zaskakuje mnie to jak bardzo dobrze radzą sobie moje roślinki. No tak rozgadałam się zbędnie, a miały być słoneczniki... o tak proszę prezentują się na z lekka zakurzonym dzisiaj biurku.
I jeszcze z ostatniej chwili, chusta, która właśnie dotarła do swojej nowej włascicielki
 Wracam na budowę, bo może moja przesympatyczna ekipa remontowa ma ochotę napić się kawy, albo coś przekąsić. Pozdrawiam


niedziela, 8 września 2013

O tym co się działo

  Witam, napisać muszę o tym co się działo. Działo się wiele. Postanowiłam założyć firmę. Postanowienie powzięłam i poczyniłam kroki ku temu niezbędne. I w cale to nie jest takie trudne. Urzędy, które jawiły mi się jako bezduszna machina biurokracji, to zwyczajni ludzie, którzy chętnie pomagali, ba! czasami nawet w obrazkach prawie tłumaczyli mi co robić należy dalej. Nieodzowną przy takich działaniach jest współpraca z profesjonalnym biurem rachunkowym. Ja lepiej trafić nie mogłam. Pani Bożena i jej zespół i momentach moim zdaniem tragicznych i nie do ogarnięcia okazały się źródłem wiedzy i ostoją spokoju tak bardzo mi potrzebną. I dzieje się, dzieje się tak dużo, że po tych dwóch latach "bycia" w domu mam wrażenie, że wpadłam w oko cyklonu, uczę się wszystkiego naraz od rozmów z kontrahentami po kalkulację, chłonę wiedzę jak gąbka wodę, tylko jeszcze szukam odpowiedzi na na jedno pytanie- "Co zrobić, żeby dobę rozciągnąć?"... czasu mi brak prawie na wszystko. Ale! jest dobrze! Wczoraj byłam w Piszu na pierwszych "występach", byłam ja i moje miski, koszyki, dywaniki, czapki i szaliki.Było fantastycznie.




A dzisiaj nie robiłam pierwszy raz od nie wiem kiedy tego lata nic, to znaczy cały dzień spędziłam w domu z dziećmi. Dziewczynki i T i ja potrzebowaliśmy takiej chwili bycia razem i to była cudowna niedziela. Byliśmy na grzybach.Teraz w kuchni unoszą się zapachy grzybów, które suszą się do kapusty na wigilię, dzieci śpią, a ja Wam pokaże co słychać w lesie


Czuć jesień, dzień był bardzo ciepły, ale las pachniał wilgotną ziemia i grzybami, drzewa zmieniły kolor z dojrzałej zieleń w złoto.Rozkwitły wrzosy tworząc barwne dywany pokryte motylami i szumiące pszczołami , które zbierały nektar na pyszny, słodki miód.Leniwe upalne lato powoli ustępuje pracowitej jesieni, nawet ptaki szumnie przelatują z drzewa na drzewo, żeby w hałaśliwym gwarze smakować pomarańczowo-czerwone owoce jarzębiny, głogu i dzikiej róży.
 U mnie w kuchnie też są grzybki. Moje grzybki szydełkowe, o takie właśnie

Pozdrawiam ciepło, u dobrego dnia życzę :)